Niezbędnik rowerzysty
Licznik odwiedzin portalu
Off-road.
Czyli ratunku, gdzie jest droga??????
Wybieramy się na off-road. W Szczawnicy. Instruktor zgarnia nas z centrum. Wsiadamy do czołgu, który kiedyś był zwykłym Nissanem Patrolem. Po „drobnym” dostosowaniu przypomina bardziej Rosomaka, tyle, że na 4 a nie 8 kołach. Oczywiście to mały żart, niemniej dla kogoś kto zwykle siedzi za kółkiem małej osobówki to wielka różnica. Osoba niskiego wzrostu będzie musiała nieco się wysilić, żeby wskoczyć do kokpitu, ale da radę.
Jedziemy na peryferia. Gdy droga wydaje się kończyć i zamienia się w kamienisty trakt wyglądający na pieszy wiodący dość stromo w górę nasz instruktor zatrzymuje auto. Zabawa się zaczyna! Wsiadam za kierownicę, kilka uwag technicznych i ruszamy. Najpierw powoli, jak żółw ociężale… Nogi miękną, a ręce kurczowo zaciskają się na kierownicy. Tak, to mój pierwszy raz. Przerażenie maluje się na twarzy – nie ma wątpliwości. To, co wiem o prowadzeniu zwykłego samochodu tutaj nie ma zastosowania. Staram się ujarzmić tego smoka. Pokonuję trasę pod górę po kamieniach. Mam wrażenie, że wywrócę się i polecimy w dół. Ale on powoli, ale pewnie brnie w górę. Instruktor spokojnie siedzi na miejscu pasażera… Naprawdę ma chłop nerwy ze stali. A ja nie widzę drogi!! Maskę widzę!! A szczytu ani trochę. Po chwili, która wydaje się być wiecznością trafiamy w końcu na płaski teren.
Przystanek. Wysiadam i czuję jak drżą mi kolana. Wciąż mam sztywne dłonie i obłęd w oczach. Ale… adrenalina zaczęła już działać. Choć po pierwszej minucie jazdy było we mnie przekonanie i silna chęć, żeby NATYCHMIAST wysiąść i iść dalej pieszo, i tylko ze strachu przed zatrzymaniem pod takim kątem nie zrobiłam tego wtedy kiedy chciałam, to jednak jechałam dalej. A gdy już zrobiliśmy przerwę i nieco udało się ochłonąć, powrót za kierownicę był oczywisty Trasa wiodła przez szczyty okolicznych pasm górskich. Widoki niesamowite, choć ciężko się było na nich skupić mając w rękach kierownicę. Zdjęcia robiliśmy na przystankach w szczególnie malowniczych miejscach. Jako komuś, kto po praz pierwszy uczestniczy w tego typu atrakcji wydawało mi się, że taki off-road będzie polegał na wycieczce raczej po płaskim terenie, gdzieś po lasach czy polanach. Jakież było więc moje zaskoczenie. Na plus oczywiście.
Wrażenia nie do opisania. Rzucę kolokwializmem: to trzeba po prostu przeżyć samemu. Jako przedstawicielka płci „pięknej” (bynajmniej nie słabszej) zapewniam: nie jest to zabawa wyłącznie dla dużych chłopców. Instruktor wraz z samochodem zapewnia pełne poczucie bezpieczeństwa, trasa choć nie po polanach jest całkiem bezpieczna i przemyślana.
Jak widać nie tylko rowerempopieninach. Nie tylko na dwóch kołach. Na wypasionych czterech może być równie fantastycznie. Zobacz galerię poniżej.
POLECAMY!